Skarpety z magicznej włóczki - 26 odc. przygód Mariolci
- Szczegóły
- Kategoria: Zmyślone historie
Upadek na skrzącym się lodzie
Mariolcia nie była zwykłą właścicielką sklepu z włóczkami. Wiedzieli o tym klienci, wiedzieli sąsiedzi, a ona sama — choć nigdy by się do tego nie przyznała — od dawna miała pewne podejrzenia. Tego niedzielnego popołudnia wyszła na krótki jogging, bardziej z poczucia obowiązku wobec samej siebie niż z prawdziwej potrzeby ruchu. Mróz był lekki, uprzejmy niemal, a ulica lśniła cicho, jakby ktoś rozrzucił na niej drobne kryształki szkła.
– Tylko kawałek — powiedziała półgłosem. – Nic nierozsądnego.
Zawsze wierzyła, że rozsądek jest najlepszym zabezpieczeniem przed kłopotami. Bywała w tym jednak nieco naiwna.
– Trzeba przyznać… — mruknęła, patrząc na połyskujący asfalt. – Zima potrafi być zwodniczo piękna.
To była ostatnia spokojna myśl, jaką zdążyła sformułować. W następnej chwili jej stopa ześlizgnęła się z lodu z niepokojącą łatwością, a świat przechylił się w bok, jakby ktoś nagle zmienił perspektywę.
– Nie, nie… — zaczęła, lecz zdanie urwało się wraz z upadkiem.
Ból był ostry, precyzyjny i stanowczy — taki, który nie pozostawia wątpliwości co do swojej obecności.
– Pani Mariolciu! — zawołał sąsiad, pojawiając się nagle w drzwiach, w szlafroku i kapciach. – Czy wszystko w porządku?
Mariolcia spojrzała na niego spokojnie, choć w jej oczach pojawił się błysk irytacji.
– Obawiam się, że dziś los nie jest po mojej stronie.
Ciemna obecność w czterech ścianach
W domu zdjęła but z ostrożnością godną zegarmistrza. Usiadła na kanapie i pozwoliła sobie na westchnienie.
– Doskonale — powiedziała do pustego pokoju. – Po prostu doskonale.
Zadzwoniła do przyjaciółki.
– Skręcona kostka — oznajmiła. – I bardzo wyraźne poczucie, że dzień wymknął się spod kontroli.
– Lód, bandaż i herbata — padła odpowiedź. – W dowolnej kolejności.
– Herbata brzmi najbardziej przekonująco.
Gdy odłożyła telefon, zapadła cisza. Zbyt gęsta. Zbyt uważna. Mariolcia rozejrzała się, jakby spodziewała się dostrzec coś konkretnego, choć nie potrafiła powiedzieć co.
– Coś tu jest — powiedziała cicho. – I nie mam na myśli bałaganu.
Sięgnęła po druty. Dzierganie zawsze przywracało równowagę. Tym razem jednak ruchy były nerwowe, a myśli błądziły.
– Nie — stwierdziła po chwili. – To nie tak miało wyglądać.
Skarpety, które wiedziały więcej
Wieczorem chłód wpełzł jej w stopy bezceremonialnie. Otworzyła szufladę i wyjęła skarpety z włóczki Atelier Zitron – Trekking Color. Były miękkie, cięższe, niż zapamiętała.
– Na was mogę liczyć — powiedziała, niemal z ulgą.
Gdy je założyła, poczuła ciepło. Nie nagłe. Raczej rozważne, jakby ktoś dokładnie wiedział, ile go potrzeba.
– To interesujące — mruknęła.
W pokoju zrobiło się jaśniej. Albo tylko tak się jej wydawało.
– Zmęczenie — zdecydowała. – Bez wątpienia.
Tej nocy śniła o ulicach utkanych z kolorowej włóczki. O krokach, które nie bolały. O biegu, który był czystą przyjemnością.
Rano, które nie powinno się zdarzyć
Obudziła się wcześnie. Zbyt wcześnie, jak na kogoś, kto poprzedniego dnia doznał urazu. Ostrożnie opuściła stopy na podłogę.
– Cóż… — powiedziała po chwili. – To zaskakujące.
Ból był ledwie zauważalny. Jakby się rozmyślił.
– Tego się nie spodziewałam — dodała spokojnie.
Zadzwoniła do przyjaciółki.
– Prawdopodobnie uznasz mnie za osobę nierozsądną — zaczęła — ale moja kostka zachowuje się tak, jakby wczoraj wcale nie upadłam.
– Skarpety — odpowiedziała przyjaciółka bez wahania.
– Proszę cię.
– Mówię całkiem poważnie.
Mariolcia spojrzała na swoje stopy.
– W takim razie — powiedziała powoli — będę musiała przyjrzeć się sprawie dokładniej.
Włóczka, która obserwuje
Motek Trekking Color leżał na stole. Gdy wzięła go do ręki, wydał jej się niepokojąco ciepły.
– Co wy właściwie potraficie? — zapytała.
Włóczka mieniła się delikatnie, niemal niezauważalnie.
– Dobrze — westchnęła. – Zachowajmy zdrowy rozsądek.
Telefon zadzwonił.
– Mariolcia — usłyszała zdenerwowany głos. – Musisz przyjść do sklepu. Dzieją się rzeczy.
– Jakie rzeczy?
– Takie, które wolą być zobaczone niż opisane.
Przesyłka
Po południu pojawił się listonosz z elegancką paczką.
– Wyjątkowa — stwierdził z przekonaniem.
– To interesujące — odparła Mariolcia. – Niczego nie zamawiałam.
W środku znalazła próbki Trekking Color i karteczkę z jednym zdaniem:
Czasem włóczka robi więcej, niż myślisz.
– Naturalnie — powiedziała cicho. – Dlaczego miałoby być inaczej?
Telefon zadzwonił ponownie.
– Klienci pytają o skarpety — usłyszała.
– Jakie skarpety?
– Te, które przynoszą ciepło. I spokój. I podobno bardzo dobre sny.
Mariolcia uśmiechnęła się lekko.
– Zaczynam rozumieć — powiedziała. – I to jest dopiero początek.
Początek zagadki
Wieczorem Mariolcia siedziała na kanapie, a kostka nie dawała już o sobie niemal znać. Było w tym coś zbyt uporządkowanego, zbyt logicznego — jakby rzeczy potoczyły się dokładnie według planu, którego ona nie znała. Przeciągnęła dłonią po miękkim kocu i spojrzała na swoje stopy.
– To nie powinno działać w ten sposób — powiedziała cicho.
Skarpety leżały spokojnie, zupełnie zwyczajnie. A jednak Mariolcia wiedziała już, że zwyczajność bywa jedynie starannie dobraną maską. W jej pracy nauczyła się jednego: to, co naprawdę istotne, rzadko rzuca się w oczy.
Wstała i przeszła kilka kroków po pokoju. Bez bólu. Bez zawahania.
– Dobrze — stwierdziła po chwili. – Skoro tak, muszę zadać właściwe pytanie.
Usiadła przy stole i sięgnęła po motek Trekking Color. Przyjrzała mu się uważnie, z tym samym skupieniem, z jakim niegdyś obserwowała klientów, którzy twierdzili, że „to tylko włóczka”, a mimo to wracali po dokładnie ten sam kolor.
– To nie jest magia — powiedziała powoli. – Przynajmniej nie taka, jaką się zwykle opisuje.
Odłożyła motek i uśmiechnęła się do własnych myśli.
– To raczej sprawa do wyjaśnienia.
W tej chwili poczuła spokój. Nie ulgę. Spokój kogoś, kto wie, że trafił na zagadkę — i że ma wystarczająco dużo cierpliwości, by ją rozwiązać.
Zgasiła światło, a zanim wyszła z pokoju, spojrzała jeszcze raz na skarpety.
Nie odpowiedziały.
I właśnie to było najbardziej intrygujące.



























Komentarze