Blog

Był sierpień pogoda prześliczna, na zewnątrz +30 stopni C, słońce smaży, wiatru zero, zapach miasta jakby wiśnia na tort dołożony. Zaczyna się ciekawie prawda?

W takiej to aurze dotarła do nas pierwsza dostawa jesiennych włóczek Lang Yarns. Karton po kartoniku rozpakowujemy, zawsze to fajna chwila wyjąć nowy kolor, nową włóczkę. W tej dostawie miały być nowe kolory włóczki Malou Light Color,  oczywiście były.... w ostatnim. Zawsze tak jest, gdy na coś czekamy to się okazuje, że trzeba czekać do końca.

Malou Light Color to alpaka znana już Dziewiarkom od paru sezonów. Alpaka miła, ciepła, delikatna. Sweterki z niej są lekkie jak piórko a grzeją jak kaloryfery. Wszystkie kolory, które dotarły piękne, ale jeden od razu wpadł mi w oko - nr 059 - jesienne liście klonu, brzozy, iglaste drzewo, które liści nie gubi. PIĘKNE, ale jak to przerabiać przy takim upale?

Znacie takie dziewiarskie uczucie "muszę, bo się uduszę"? No to właśnie w takim upalny sierpniowy piątek mnie dopadło za sprawą Malou Light Color nr 059. Przygarnęłam 4 moteczki, udałam się do domu. Z doborem wzoru problemu nie miałam, bo włóczkę znam, pięknie przyjmuje gładkie wzory, ażury, warkoczyki. Co fantazja podpowie. Narzuciłam oczka na tył, piorunem poszły plecy, potem przody, bo od razu miałam wizję kardiganu, jesiennego, dodaję, bo pamiętajmy, że na zewnątrz jest +30 stopni C i wszyscy dziergają z bawełny, jedwabiu, wiskozy. Guziki z e-dziewiarki dopełniły reszty.  

Dzianiny lubię zabierać na krótsze i dłuższe wyjazdy, gdzie służą jako: poduszki pod głowy, otulają grzbiet, gdy trzeba robią za chustę, czasem chronią przed słońcem. Tak stało się z Malou Light Color, które ukończone w końcu sierpnia zabrałam nad ocean. Miało być tam sfotografowane. No i co? I gucio. Ten kardigan tam nie pasował, służył cudnie jako wieczorne okrycie, ale by pokazać jego urodę - ocean ze swoimi klimatem się nie nadał :)))) Tam pasował Echt, Kimberley, Puno, ale nie Malou Light Color. Brakowało czegoś...

W międzyczasie kardigan z Malou Light Color wyruszył ze mną samolotem w inną podróż, również ciepłą i również posłużył jako wszystko (poduszka, chusta, okryjramiona) tylko nie dzianina, której pokażę Wam urodę. Sweterek pokornie wrócił ze mną do domu. 

I nastała nasza polska, złota jesień, z babim latem, suchymi liśćmi pod stopami, specyficznym zapachem ziemi. No i tym sposobem sweterek zabrałam do takiego właśnie naszego jesiennego lasu. No i co? I trudno było wybrać kilka zdjęć, dlatego jest ich tak dużo. Kardigan wpasował się w aurę, klimat czasu i miejsca.

Wszystko ma swoje miejsce.  Sweter przejechał ze mną spory kawał świata a najpiękniej mu w naszym klimacie.

Szczegóły techniczne: prawie 5 motków włóczki Malou Light Color nr 59, druty nr 4.5 oraz 5.0. Schemat ażurowo-warkoczowy dostępny na naszej stronie.

mt_gallery:

 

 

Właściwie od czego by tu zacząć?..... No chyba od początku ciągu zdarzeń, które doprowadziły do powstania tej bluzeczki.  Pierwsza iskra to białe Lino od Lang Yarns (włóczka, z której już mam sukienkę "Lniane trio"), które latem wpadło mi do torebki i tam zostało (6 motków), do towarzystwa wpadła biała Marlene od tego samego producenta. Motki do domu przyniesione i położone, no bo co z tego udziergać? Jakiś ażurek, ale jaki? tyle wszędzie różnych wzorów.... Od początku było wiadomo, że rękawy w bluzce z Lino, będą wydziergane z Marlene. Lato minęło, włóczka zmieniła miejsce pobytu na szufladę.

Nastała wczesna jesień i wspólny pomysł Dziewiarek z czata wiadomo którego sklepu :) by wydziergać jakiś wspólny projekt, stanęło na gazetce FAM nr 269 i jesiennym sweterku z włóczki Carina. W okienku projekt się spodobał, Anowi pięknie wszystko skoordynowała, znalazła. Pozostało tylko przetłumaczenie wzoru.

No i wtedy poszła druga iskra - czyli gdy zobaczyłam schemat ażuru to sobie przypomniałam o lokatorach z szuflady, czyli Lino i Marlene. Szybkie poszukiwanie drutów, motków i ciach, trzeba zrobić dużą próbkę (80 parę oczek), gdy przerobiłam schemat na wysokość, samo jakoś poszło, plecy bluzki miałam gotowe.  Przód chciałam mieć tylko trochę ażurowy, więc na środku umieszczony jest tylko symetrycznie 1,5 schematu. Również i przód szybciutko dołączył do pleców, więc zszycie elementów, dekolt czekał na decyzję co z nim.

W koszyczku leżała część motka w kolorze białym włóczki Divina. Kolejna iskra poszła, bo gdyby tak wykończenie przy szyi i przy rękawach zrobić z włóczki Divina? No od pociągu z głowy do realizacji droga była nad wyraz krótka.  W międzyczasie miałam milion wątpliwości czy moja fantazja mnie zbyt nie poniosła? Te całkiem ażurowe plecy, do tego przód tylko ciut ażurowy, rękawy z innej włóczki, plus te wykończenia z jeszcze innej? Projektu nigdzie nie pokazałam we fragmentach, bo nadal miałam obawy, gdyby powstał potwór, po prostu bym go spruła nigdzie nie pokazując :)

Ale gdy dekolt uzyskał wykończenie, rękawki ściągacze i zostały wszyte, wszystko zostało namoczone, a potem pięknie wyschło i to przymierzyłam, to już poczułam, że fajnie posłuchać tej fantazji z głowy. W mojej ocenie bluzeczka jest taka jak miała być. Zadziornie ażurowa z tyłu, z przodu leciutko przewiewna, rękawy fantazyjne bardzo dzięki Marlene, a ściągacze warkoczowe z Diviny dają tło. 

Reasumując mój letni koktajl włóczkowy to bluzeczka powstała z 5 motków włóczki Lino od Lang Yarns na drutach nr 4.5. Rękawy to 1,5 motka włóczki Marlene na drutach nr 4.0, ściągacze to kawałek moteczka Diviny na drutach nr 3,75. Taka to historia. Ukończoną bluzeczkę miałam jeszcze okazję założyć w swoje urodziny w miejscu, gdzie późne lato trwa dłużej. A do tej białej bluzeczki idealnie wpasowała się chusta z 1 motka włóczki Lola.

W międzyczasie powstało tłumaczenie wzoru ażurowego sweterka z Cariny z gazety FAM nr 269, można pobrać i również dołączyć do wspólnego dziergania projektu z wykorzystaniem wspomnianego ażuru.

Zimową wersję dziergam z włóczki Carina, ale tylko na motywach ażurowych.

mt_gallery:

Mamo, co się martwisz jakąś dziurką pod pachą. Przecież ta bluzeczka składa się z samych dziurek.

Tak Julia podsumowała moje wątpliwości co do bluzeczki dzierganej od góry.
Przymierzałam dzianinę, to znowu ją ściągałam. Zachowywałam się trochę niczym Jack Nicholson z nerwicą natręctw w filmie 'Lepiej być nie może".
Wiem, ten zawijany w rulonik karczek mogłam porównać do drzazgi pod paznokciem. Rach ciach i zamiast rulonika jest wykończenie szydełkiem.
Uff, teraz trzeba tylko sprawdzić, jak czerwona bluzeczka z włóczki Echt sprawdza się w noszeniu.
Powiem tak. Na pięknej plaży przyciągałam wzrok turystów niczym malinka na torcie urodzinowym.

Taka to historia bluzeczki z bawełny Echt, dzierganej wg wzoru dostępnego na stronie e-dziewiarka, która ma dyplomatyczną nazwę w bibliotece wzorów "Bluzeczka z okrągłym karczkiem".

Echt to echt, uwielbiam go i już.

mt_gallery:

Projekt chusty dojrzewał dłuuuugo - miałam przewinięty motek Yaka, wydrukowany przetłumaczony wzór e-dziewiarki. Czasami Dziewczyny z e-dziewiarki tłumaczą wzory na włóczki Atelier Zitron i Lang Yarns. Żal nie korzystać.  No więc było wszystko, brakowało tylko iskry :)

Iskra przyszła wiosną 2021 roku - ciekawy kształt chusty, projekt 1-motkowy, grube druty, cudowna włóczka złożyły się na moją wersję Chusty Szmaragd.  Miękkie, yakowe otulenie.

mt_gallery:

Oj musi, całe życie coś trzeba, ale jeśli już sił brakuje, to odpocząć też trzeba.

Zapraszam Was na małe co nieco o Krecie. Nie będę się rozpisywać o zabytkach, kawiarniach, miejscach odpoczynku, bo to znajdziecie w każdym przewodniku. Chcę wam pokazać to piękne miejsce moimi oczami.

Wiecie, że lubię dziergać, ale oprócz pasji dziergania lubię trochę zaszyć się w miejscu, gdzie mogę usłyszeć swój oddech i jak to mówią, ponapawać się otoczeniem.

Już kolejny raz odwiedziłam Kretę. Przylot do Chanii, stamtąd wynajętym samochodem na południe Krety. Region Sfakii jest chyba najbardziej dzikim i nie tak mocno zmienionym pod turystykę rejonem Grecji. Teren bardzo trudny pod uprawę roślin, a mieszkańcy głównie żyją z hodowli zwierząt, a w sezonie letnim z wynajmowania kwater turystom.

Turystów na plaży jest niewielu, a miejsc do zwiedzania mnóstwo. Dla aktywnych polecam kaniony o bardzo zróżnicowanym stopniu trudności. Można przez nie przespacerować się z dziećmi, ale są też takie, że bez pomocnej dłoni towarzysza raczej nie do przejścia.

Idziemy na szczyt. Jest piękny, wczesny ranek. Gospodarz kiwa do nas z tawerny i zaprasza na wieczór. odpowiadamy, że tak, jak tylko wrócimy ze szczytu. Wskazał nam najlepszą drogę.

Idziemy obok zagrody z owcami. Tak na oko jest ich z dwie setki. Słońce zaczyna przypiekać coraz bardziej. Wspinamy się do jaskini na wysokości ok. 1600 m. Na początku idzie gładko, już dawno wybiliśmy sobie z głowy, że szlak będzie oznaczony jak w naszej części Europy. Tu szlak wskazują ułożone na sobie kamyki. Idziemy wzdłuż prowizorycznego rurociągu z wodą. Wygląda tak, jakby woda była przepompowywana z innej części góry.

Jest, żółty słupek z tabliczką oznaczającą szlak E4. Jesteśmy na dobrej drodze. Robimy kilka fotek dla upamiętnienia pobytu niczym królowa życia. Niby nie jest wysoko, tylko 1600m n.p.m., ale jakoś coraz ciężej się oddycha.

Po kilku godzinach docieramy do jaskini. Jest wielka, głęboka, mnóstwo ptaków i nikogo poza nami.  Trochę łydki odrapane przez kłujące krzewy, ale banan na twarzy wskazuje, że tego nam trzeba było. 

Po krótkim odpoczynku i pobieżnej wizycie w jaskini przyszedł czas na powrót. do zachodu słońca powinniśmy zdążyć.

Nasz plan zaczął się nieco sypać. Szlak zaznaczony na szczycie prowadził nas w kółko. czuliśmy się trochę niczym bohaterowie powieści Tolkiena na wyprawie Tam i z powrotem. Postanowiliśmy zapomnieć o malowidłach na kamieniach i ruszyć zgodnie ze wskazaniem mapy i poczciwego kompasu.

Niestety liczne wąwozy, przepaści i zasieki z krzewów uniemożliwiały prosty powrót wg wyznaczonego azymutu.  Omijaliśmy wzniesienia, przepaści i krzaczory, to jednak mocno spowalniało nasz powrót. Czuliśmy pewien dyskomfort, gdy słońce już chowało się za wierzchołki drzew. Nie mieliśmy w planie nocowania pod drzewem. Nasz szybki krok zmieniał się miejscami w trucht.

Jakaż była nasza radość jak zobaczyliśmy znajomy rurociąg z wodą. Teraz trzymając się tego znaku, zdołaliśmy już po zachodzie słońca dotrzeć do wioski, gdzie pozostawiliśmy samochód. 

Przechodząc obok zagrody z owcami, przetarliśmy oczy ze zdumienia. Kiedy nas nie było, a raczej, kiedy byliśmy na górze, w zagrodzie ilość owiec została jak nie potrojona to na pewno zdublowana. W jednym momencie narodziło się z dwieście nowych owieczek. Co za precyzja w planowaniu ciąży.

Już jest nasz samochód. Obok widzimy zainteresowanie samochodem ze strony mieszkańców wioski. Twardo idziemy, kiedy już nas zauważono, to cichutko rozeszli się do domów. Chyba się trochę o nas martwili :-)

Po powrocie do pokoju stwierdziłam, że zastrzyk z adrenaliny już był, teraz zabiorę się do dziergania kolejnych projektów.

Historia ta wydarzyła się kilka lat temu, jednak od tamtej pory niewiele się zmieniło na Krecie. Piękne widoki są wciąż inspirujące do kolejnych podróży i wyzwań, a także do dziergania nowych, kolorowych dzianin.

mt_gallery:

 

6 motków czerwonej Normy stało się materiałem na bluzeczko-tunikę. Wzór zaczerpnięty z Internetu, schemat pokazany podczas filmu "Zaczynamy letnią bluzeczką". Rzecz dziergana w częściach w kształcie litery T. Dzianina chłodna, lejąca, układająca się.  Tłem do zdjęć dzianiny stała się Osada Jaćwiesko-Pruska w Oszkiniach na suwalszczyźnie. A po zdjęciach był obiadek w Skansenie Wsi Litewskiej. Piękne klimaty.

mt_gallery:

Moteczek cekinów o nazwie Grecale przytulony w pierwszej dostawie tej włóczki leżał i czekał. Próbowałam go połączyć z czarnym Yakiem od Atelier Zitron, ale jednak to nie było TO. Tak więc leżał i czekał na swoje 5 minut.  U mnie motki czekające leżą w salonie w okolicach miejsca odpoczynku.  W międzyczasie pojawiły się motki z różnych serii włóczki Mohair Luxe od Langa, ostatnie, niekochane, różnica w odcieniu jakoś była widoczna. No to też przytuliłam i położyłam w salonie obok czekającego Grecale. I jak zobaczyłam je obok siebie, to wiedziałam, że one muszą być razem. Mohair Luxe nr 346 idealnie grał z kolorami cekinów w Grecale. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Różne serie motków zgubiłam w robótce, nie łącząc ich na jednej powierzchni, tylko gubiąc właśnie gdzie robiłam podwójną nitką z Grecale.

Fazy powstawania tego sweterka pokazywane były podczas relacji na żywo w soboty. Właśnie podczas jednej z takich sobót gdy pokazywałam przód sweterka wprawne oczy Dziewiarek znalazły zgubione oczko. Słynne zgubione oczko. Jak widzicie takie przypadki zdarzają się wszystkim :)

Zguba została podciągnięta i naprawiona. Efekt połączenia tych 2 nitek jak widać na zdjęciach. Tłem dla zdjęć było piękne miasteczko Rethymno. W upale fotografować ciuszek moherkowy było wyzwaniem. 

Zużycie materiału to 1 motek Grecale i 4 motki Mohair Luxe od Langa na drutach nr 3.75.

mt_gallery:

Bluzeczka z dwóch skrajnie różnych włóczek powstała dzięki Danusi z naszego sklepu w Łodzi. Danusia wykonała różne wersje tej bluzeczki, gdzie dół stanowi włóczka Lily, a góra jest moherkowa. Piękne zestawienie różnych surowców. Gdy zobaczyłam wersje Danusi musiałam zrobić własną. Włóczkę Lily miałam już przerobioną, więc wiedziałam, że w dzianinie jest to super materiał. 

Lily nr 072 (3 motki), Mohair Luxe 079 (1 motek), druty nr 4.5. Historia powstania i ustny przepis na nią podałam w live na YouTube. 

Lily opływa figurę, moherek nadaje lekkości i puszystości. 

mt_gallery:

wydziergane z marzeń 86

Spis treści sporządzony przez Anowi - za co bardzo dziękujemy.

Link do spisu treści: Wydziergane z marzeń.

Archiwum - Wydziergane z marzeń 213

Spis treści sporządzony przez Anowi - za co bardzo dziękujemy.